Mikrofon to podstawa większości działań nagraniowych, tak w studiu jak i w domu. A dobór mikrofonu, zwłaszcza na początku przygody z realizacją dźwięku, nawet hobbystyczną, potrafi przysporzyć niezłej migreny.
Mikrofony pojemnościowe są najpopularniejszym typem mikrofonów w studiach na całym świecie. Zadomowiły się na dobre w świecie inżynierii akustycznej dzięki niezwykłej precyzji rejestracji dźwięku, uniwersalności w przestrzeni studyjnej oraz możliwości wykorzystania na wiele sposobów i do wielu zadań.
"Pojemniki", jak są pieszczotliwie nazywane, są też najbardziej typową propozycją pierwszego mikrofonu dla osób rozpoczynających przygodę z homerecordingiem, którą spotykam na forach tematycznych czy grupach wokalnych/lektorskich na Facebooku.
Ale czy to na pewno dobra rada?
Szczypta historii, szczypta techniki
Konstrukcja tych mikrofonów ma już ponad 100 lat, ale ewoluowała wraz z rozwojem technologii, elektroniki i rozwiązań cyfrowych. W najbardziej podstawowym ujęciu jednak, jest to nadal mikrofon oparty na zasadzie działania kondensatora - stąd też czasem można spotkać się z nazwą "mikrofonu kondensatorowego".
W dużym uproszczeniu i bez wdawania się w wykład o fizyce... w kapsule mikrofonu mamy membranę, zazwyczaj pokrytą złotem, oraz nieruchomą ściankę tuż za nią. Oba elementy podpięte są do zasilania, którym "napędzamy" mikrofon. Tworzą zatem bardzo prosty rodzaj kondensatora, a ładunek zgromadzony między nimi zmienia się, gdy membrana wychyla się - czyli kiedy mikrofon "zbiera" dźwięk.
Bardzo znikoma masa (i bezwładność) membrany dają znakomitą jakość przetwarzania dźwięku, ale sprawiają też, że mikrofony te są podatne na uszkodzenia mechaniczne czy zabrudzenia.
Ze względu na konieczność zasilania mikrofonów pojemnościowych, musimy pamiętać, że kupując "pojemnik" musimy posiadać interfejs lub mikser, który jest w stanie podawać odpowiednie zasilanie! Standardem jest tzw. zasilanie fantomowe, lub "phantom", czyli 48V. Problem oczywiście nie dotyczy mikrofonów USB, coraz popularniejszych w domowych zastosowaniach. Te mają swoje własne zasilanie.
Same plusy...?
Mikrofony pojemnościowe mają znakomitą jakość dźwięku - praktycznie najlepszą spośród rozwiązań komercyjnie dostępnych na rynku. Dlatego są standardem każdego studia nagraniowego - i dlatego też stały się marzeniem każdego pasjonata nagrywania w domu.
Chcemy przecież osiągać efekty znane ze znakomitych studiów nagrań z całego świata - krystalicznie czysty dźwięk, bez śladu szumów, ze zrównoważoną, naturalną barwą i nasyceniem, bez przesterów czy uderzeń powietrza.
Odkąd mikrofony takie stały się powszechnie dostępne i stosunkowo tanie - pojawiły się całe serie sprzętów przewidzianych dla domowego użytkownika. Najpierw były to mikrofony takie jak Behringer C1 czy jego klon Samson C01, apotem firmy pro-audio zaczęły wycinać kawałek rynkowego tortu dla siebie - AudioTechnica, sElectronics, Rode, Oktava, Mackie i wiele, wiele innych.
Wspólną cechą wszystkich konstrukcji była niska cena (poniżej 1000zł), profesjonalny, studyjny wygląd i uniwersalność.
Jednak prawdziwa eksplozja na rynku nastąpiła z pojawieniem się pierwszych mikrofonów na USB. Zniknęła konieczność kupowania interfejsu lub miksera, by zasilić mikrofon! Wystarczyło podpiąć kabel USB i... już!
Wśród dostępnych obecnie na rynku konstrukcji, marki pro-audio musiały ustąpić miejsca chińskim tworom konsumenckim i "marketowym". Mamy zatem kilkaset łudząco podobnych mikrofonów o stosunkowo niskiej jakości dźwięku, ale sprzedawanych w zestawach ("dla podcasterów", "dla gamerów", "dla streamerów", "do karaoke" i tak dalej) ze statywami, pop-filtrami i kablami.
No ale za to cena rynkowa mikrofonu spadła do poziomu niemal śmiesznego - a mikrofon pojemnościowy można kupić w Chinach za kilkadziesiąt złotych.
Brzmi jak marzenie dla każdego pasjonata nagrywania w domu! Studyjna technologia w cenie pizzy! Tylko czy aby na pewno...?
Teraz narobię sobie wrogów
Jak w podtytule - mam świadomość, że to co powiem, nie jest popularną opinią. Ale siedzę w realizacji dźwięku już dość lat, by widzieć cienką granicę między użytecznością a marketingiem.
Nie uważam, by mikrofon pojemnościowy był najlepszym wyborem na start.
I mam na to trochę praktycznych argumentów.
Wypunktujmy je:
1. Stosunek jakości do ceny
Zakładam, że zaczynasz przygodę z nagrywaniem - więc wiadomo, że nie chcesz wydać zbyt wiele. Nie wiesz czy Ci się spodoba i czy warto inwestować dalej. Mikrofon pojemnościowy o przyzwoitych parametrach jest - z punktu widzenia hobbysty - sporym wydatkiem. Mówimy tu o przynajmniej kilkuset złotych.
Jeśli chcemy dobrać sprzęt, który umożliwi nam późniejszą rozbudowę - wybierzemy wersję z klasycznym gniazdem XLR, zatem kolejną (porównywalną) inwestycją od razu staje się interfejs lub mikser. Do tego kabel, słuchawki, statyw, koszyk przeciwwstrząsowy, pop-filtr...
Tysiąc złotych jest dość optymistycznym budżetem.
Z kolei mikrofony "gamingowe", czyli wszelkiej maści chińskie nołnejmy nie mające nic wspólnego z produktami pro-audio, mają mizerną jakość dźwięku, która szybko może zrazić początkujących pasjonatów.
2. Wytrzymałość
Jednym z ważniejszych powodów, dla których "pojemniki" nie zadomowiły się na scenie, jest ich delikatna konstrukcja. Znakomite przenoszenie dźwięku wymaga misternych, kilkunastomikrometrowej grubości membran oraz skomplikowanej elektroniki.
Mikrofony dynamiczne (o nich napiszę oddzielny wpis), powszechne na estradach, można topić w rzekach, palić w ogniskach, jeździć po nich samochodami, mrozić w lodówkach i bardzo mało jest im w stanie zaszkodzić. Pojemnościowy jednak może nieodwracalnie uszkodzić się po jednym upadku z niedużej wysokości. A dużo elektroniki oznacza, że wiele elementów może się zużyć, uszkodzić, przepalić lub zewrzeć.
Czy "chińczykom" także to grozi? Pewnie - choć ze względu na znacznie toporniejsze konstrukcje, nie są aż tak podatne na uszkodzenia stricte mechaniczne. Elektronika natomiast czasem pada po tygodniu użytkowania, co nieraz zgłaszali mi podopieczni, którzy takie sprzęty zakupili. Dla porównania: mikrofony studyjne potrafią pracować w studiach po kilkadziesiąt lat.
3. Podatność na akustykę
Dotarliśmy do najważniejszego argumentu, który zawsze przedstawiam jako deal-breaker kupowania mikrofonu pojemnościowego do domu.
Nie jest przypadkiem, że mikrofony tego typu spotykamy w znakomicie wytłumionych, odseparowanych pomieszczeniach, specjalnie zaadaptowanych pod nagrania. Nie jest przypadkiem, że te mikrofony zawieszamy w skomplikowanych konstrukcjach antywstrząsowych (tzw. pająkach), a statywy stoją na tzw. pływającej podłodze, odseparowanej we wszystkich płaszczyznach od reszty budynku. Nie jest przypadkiem, że nie dotykamy mikrofonu podczas nagrania. Nie jest także przypadkiem, że używamy pop-filtrów.
Mikrofony pojemnościowe (takie z prawdziwego zdarzenia) są czułe.
Jak bardzo czułe? Trzymając mikrofon w dłoni, nagrasz swój puls. Stawiając go na statywie bez koszyka wstrząsowego, nagrasz kanalizację całego osiedla, każdy samochód w promieniu stu metrów od domu, każdego psa w odległości kilometra, a także pociąg przejeżdżający przez sąsiednią miejscowość. Stawiając go na biurku w pobliżu komputera, zagłuszysz swój głos wiatrakami, brzęczeniem dysków HDD, piskiem zasilaczy i ładowarek, a także tykaniem budzika w pokoju obok. Wystarczająco obrazowo? Mikrofony tego typu zostały stworzone do użycia w tzw. whisper roomach, czyli wytłumionych pomieszczeniach. Bez względu na budżet wpakowany w zakup, nasz mikrofon nie będzie dobrze współpracować z naszym salonem, sypialnią, garażem czy poddaszem. Odbicia dźwięku od ścian, sufitu i podłogi całkowicie zabiją nasze nagranie, spowodują trudny do opanowania chaos i niewłaściwe przenoszenie poszczególnych częstotliwości (podbijając te, które będą rezonowały w pomieszczeniu). I nie, nie da się tego naprawić w postprodukcji. Oczywiście, nawet cząstkowa adaptacja akustyczna - np. 2-3 panele wełny mineralnej - w pomieszczeniu zrobią już sporą różnicę i pomogą okiełznać warunki. Co nieco pisałem o tej kwestii w tym artykule. Ale musimy zdawać sobie sprawę, że nawet klasyczny Telefunken czy Neumann (warte tyle co przyzwoitej klasy samochód) nie pozwolą nam na studyjną jakość nagrania w pomieszczeniu bez adaptacji akustycznej.
I z przykrością stwierdzam, że ten element jest całkowicie zagłuszony (nomen omen) i zepchnięty na bruk przez wszelkiej maści "ekspertów" na forach, grupach, blogach i kanałach YT.
Czy jest zatem lepszy wybór?
Chcę postawić sprawę jasno - mikrofony pojemnościowe są znakomite. Absolutnie nie odwodzę od kupowania ich. Są standardem nagraniowym dla wokalistów, lektorów, muzyków wszelkiej maści i producentów.
Ale homerecording rządzi się swoimi prawami - a jednym z nich jest niedoskonałość pomieszczeń, w których oddajemy się temu hobby.
Dlatego jeśli masz choć trochę "ogarniętą" akustykę w pomieszczeniu do nagrań - nie wahaj się, kupuj "pojemnik" jeśli tylko masz budżet. Jeśli natomiast nie... szczerze radziłbym oszczędzić sobie frustracji na początku drogi i spróbować z mikrofonem dynamicznym. Jest to mniejszy wydatek (~500zł za światowej klasy Shure SM58, klasyk znany od pół wieku), nie jest aż tak podatny na warunki akustyczne, a jakość dźwięku jest naprawdę zadowalająca.
Nieco więcej na ten temat napisałem w tym artykule, poświęconym mikrofonom dynamicznym.
No a jeśli hobby Ci się spodoba... to droga rozbudowy jest otwarta! :)
Celny wpis. Ja też od kilkunastu lat domowe zabawy z mikrofonem toczyłem na pojemnościówkach. Wciąż ten dźwięk był rozmydlony. W końcu kupiłem TLM102 i spodziewałem się tworzyć super produkcje. W efekcie tego co usłyszałem realizując w pokoju dwa kawałki sprzedałem go i kupiłem shure SM7b. Ten drugi może nie ma takich detali, ale wokale są mimo to jakby wyraźniejsze. Sam podkuliłem ogon i przekonałem się do teorii posiadania dynamika w mieszkaniu i chyba wyjdzie mi to na dobre...Nie znam nikogo kto zrobił coś podobnego, Wszyscy walczą by nie pozbywać się pojemnościówki. Poza tym interface! Nie wystarczy podłączyć super mikrofon i spodziewać się najlepszego! Należy podłączyć go do dobrych przetworników! (nie wspominając o zewnętrznym preampie etc)